Egzamin do ATPL w ULC – kolejne sesje

(fot. Pixabay.com)
Niby nic, a tu dwa kolejne miesiące przeleciały jak z bicza trzasł. I dodatkowo przez ten czas nic nowego na blogu się nie pojawiło. A wszystko przez to, że przygotowanie do egzaminów ATPL w ULC-u zabiera naprawdę mnóstwo czasu. Do tego wszystkiego naukę trzeba jeszcze pogodzić z bieżącymi obowiązkami, itp. itd. Ciężka sprawa. A co najważniejsze, ATPL-owa wiedza nie jest prosta.
Na pewno informacje, które przyswajam podczas nauki są mega interesujące. Na pewno z ciekawością odkrywam kolejne rzeczy, o których nie miałem do tej pory zielonego pojęcia. Masa szczegółów przytłacza, choć jest ciekawa, a wzrastające zrozumienie procedur i zasad funkcjonowania lotnictwa pozwala też lepiej zrozumieć otaczający nas świat. W końcu nikomu, ale to nikomu, kto musiał przedrzeć się przez nawigację ogólną nie przyjdzie przez myśl, że ziemia jest płaska. Albo, że samoloty rozsiewają substancje chemiczne. Dla każdego adepta lotnictwa, który przebrnął przez kluczowe tematy i związane z nimi zjawiska fizyczne, poglądy związane ze spiskową teorią dziejów w powyższych dziedzinach będą się wydawać po prostu śmieszne i niedorzeczne.
A wracając do odbytych sesji. Dwie kolejne za mną. Trochę zaczynam już przywykać do ULC-wej atmosfery i otoczki egzaminacyjnej. W stosunku do pierwszych starć z bezdusznym systemem komputerowym i obowiązującymi procedurami nabieram jako takiej biegłości i opanowania. Objawia się to tym, że już nie o wszystkie załączniki proszę skąd inąd bardzo sympatyczne panie, bo nie mam takiej potrzeby. Tylko mapy lub diagramy lepiej mieć wydrukowane, bo łatwiej, wygodniej i dokładniej można znaleźć właściwą odpowiedź na dane pytanie. Schematy, bądź tabele lepiej podejrzeć na monitorze.
Z drugiej strony w przeciwieństwie do pierwszej sesji weszło mi w końcu w krew, że nie trzeba wypisywać dłuuuuuugiej nazwy załącznika. Wystarczy wpisać 6 środkowych cyfr. Nomen omen pierwsze 3 stanowią zawsze numer zdawanego działu, więc dla danego egzaminu, po prostu się powtarzają. Dzięki temu zyskuje się cenne sekundy, które potem przeliczają się na czasowy zysk w przypadku trudniejszych pytań. Nie stosuję też prostego triku z wynotowywaniem wzorów na podręcznej kartce przed egzaminem. Nie robię tego tylko dlatego, że (o ile jestem dobrze przygotowany), to po przerobieniu kilkudziesięciu zadań z danego tematu i tak mam te zależności opanowane. No i wreszcie na koniec, nauczony smutnym doświadczeniem czytam pytania do końca. Zdarza się czasem, że ostatnie zdanie lub słowo wywraca kwestię podejścia do odpowiedzi do góry nogami.
Jak wspomniałem dwie kolejne sesje za mną. Pierwsza z nich, która odbyła się jeszcze w maju rozpoczęła się fatalnie. Ciekawostką było to, że w pierwszym dniu sesji (wtorek) liczba chętnych do zdawania była tak duża, że kolejka sięgała prawie do wejściowych drzwi do Urzędu. (Nie wspominając o wszystkich zajętych stolikach w pobliskiej restauracji). Osobiście wystałem się w tej kolejce ponad 1,5 godziny i kiedy już chciałem zrezygnować, nasze urocze panie powiadomiły mnie, że w dniu dzisiejszym z uwagi na dużą liczbę chętnych, wydłużają godziny pracy co najmniej do 16. Pomijam już fakt, że konieczna była zmiana wykupionego już przeze mnie biletu kolejowego na późniejszy. I tak tego dnia podejście było spalone – nie udało się.
Podsumowując: 4 sesje egzaminacyjne za mną z ośmioma zdanym przedmiotami. Daje to (jak łatwo policzyć) średnią dwa przedmioty na sesję. Niestety – za mało. Wniosek zaś jest prosty: w trakcie kolejnych dwu sesji trzeba będzie zdać 6 egzaminów. Choć nie jest to niemożliwe (wszystko przecież jest dla ludzi), to będzie to bardzo, bardzo trudne. Dlatego postanowiłem odpuścić udział w comiesięcznym maratonie egzaminacyjnym i trochę odpocząć. Nacieszyć się wiosną i lataniem, które ostatecznie stanowi największą przyjemność w tej całej zabawie.
2 komentarze
Ozon · 7 czerwca, 2018 o 21:46
Tak właśnie myślałem, że nie bez powodu niewiele się tutaj dzieje. Fajnie, że idziesz do przodu, to motywujące dla takich jak ja. PS: czy rozważałeś dedalosa?
admin · 7 czerwca, 2018 o 22:50
Z Dedalosem podchodziłem do rozpoczęcia ATPL 2 razy. Za pierwszym razem (jeszcze w 2016) prywatne sprawy nie pozwoliły mi na kontynuację szkolenia. Za drugim razem niestety nie zebrała się wystarczająca liczba uczestników. Porównując program, zaangażowanie i ludzi prowadzących zajęcia z tym, co ja miałem, zdecydowanie polecam.