Drugie solo – pijany zając

Opublikowane przez AskeF w dniu

Drugie solo pod nadzorem

Tym razem będzie od początku do końca samodzielnie; od wejścia do kabiny, do zapisania wszystkich danych w Pokładowym Dzienniku Technicznym.

Po szybkim przeglądzie samolotu, ładuję się do kabiny. Szefowa obserwuje wszystko z boku, spoza samolotu. No dobra. Drzwi zamknięte, pasy zapięte, nakolannik na swoim miejscu, uzgodniony żyroskopowy wskaźnik kursu, ustawione ciśnienie. Tylko dlaczego mam wrażenie, że o czymś zapomiałem?

„Od śmigła” i przekręcam kluczyk. Cisza. No tak. To mi się już wielokrotnie zdarzało – znów nie włączyłem Mastera. Mój instruktor zwykle w takich chwilach mawiał: „włączenie Mastera pomaga”. Tak więc włączam Master, nogi na hamulcach, przepustnica wciśnięta o pół cala od pozycji „0” i zakręcam śmigłem. Niestety samolot nie odpala. To chyba naturalne, że jak ktoś patrzy na ręce, to się wtedy generalnie nic nie udaje. Otwieram drzwi z pytającym wzrokiem w kierunku szefowej. „A zastrzyki dałeś?” Nie dałem. Wiedziałem cholibka, że o czymś zapomniałem. Zastanawiające jest jednak to, że z tego, że czegoś zapomniałeś zdajesz sobie dopiero sprawę wtedy, gdy sobie o tym przypomnisz (jak by powiedział Kubuś Puchatek).

Tym razem samolot zapala od pierwszego przekręcania śmigła. Kołuję do 05. Szybki start i fruniem. Dziś kurs na Pszczynę, potem Racibórz i z powrotem do domu. w godzinę powinienem się wyrobić.

Tychy - SSE

Tychy – SSE

Do Pszczyny luzik. Wiadomo, że musze zostawić komin wraz z Specjalną Strefą Ekonomiczną w Tychach po swojej lewej stronie i kierować się na Jezioro Goczałkowickie. Tym razem jednak mam przygotowane konkretne punkty, które chcę „odwiedzić”. W Pszczynie jest to zamek. Mimo tego jednak, że robię duże kółko nad Pszczyną nie jestem w stanie zidentyfikować miejsca, gdzie ów Pałac się znajduje. No cóż. Nie zawsze może się wszystko udać.

Pszczyna

Pszczyna

Teraz kierunek Racibórz. Prawie pół godziny w trasie bez żadnych charakterystycznych punktów orientacyjnych. Taki żabi kraj. Wprawdzie trzymam kurs, ale nie wiem, czy czasem wiatr nie zmienił się w ten sposób, że zamiast wiać od lewej strony, wieje od prawej.

Żabi kraj

Żabi kraj

Po kilku minutach, czuję się coraz bardziej niepewnie, jeśli chodzi o obrany kierunek. Na horyzoncie pojawie się miasto z bardzo charakterystycznymi blokami, ale nie pamiętam, żebym przygotowując się do trasy, gdzieś widział takie osiedle. Również wielokrotnie przelatując w okolicach Żor, które powinienem mijać po prawej stronie. Analizując w domu rzeczywisty przebieg trasy (dobrodziejstwo zapisanej ścieżki z urządzenia GPS – bezcenne) widać wyraźnie, że zbaczam z kursu o ponad 20 stopni na południe. To z kolei oznacza, że definitywnie różnica w założonym i rzeczywistym kierunku wiatru wynosi ponad 100 stopni, czyli po polsku: wieje z drugiej strony. Dodatkowo „domowa” analiza trasy pokazała mi że charakterystyczne osiedle, to Jastrzębie.

Garmin_Connect

Lecąc dalej, czekam jak na zbawienie na przecięcie mojej trasy z autostradą A1. Docieram do charakterystycznego mostu w Mszanie. W stosunku do założonego kursu, jest to ok. 5 km na południe „od kreski”. Po dotarciu do Wodzisławia, postanawiam skorygować trasę lecąc kilka minut na północ, aż do charakterystycznego punktu, którym jest Kopalnia Marcel położona przy prostej, jak strzelił drodze krajowej 78. Stąd już w końcu widać na horyzoncie właściwe i jedyne miasto na kursie, czyli Racibórz. Dolot do miasta z terenami zelewowymi, które mam nadzieję powstały po wielkiej powodzi w latach 90-tych, jest tak charakterystyczny, że nie mam problemu z jego identyfikacją. W samym Raciborzu również odnajduję wszystko to, co chciałem nakręcić z powietrza. Zaliczone.

Racibórz

Racibórz

Teraz do domu. Zgłaszam na Info Kraków powrót na Muchowiec z ominięciem ATZ Gliwic i Rybnika. Nawigacyjnie ten odcinek jest prosty. Najpierw kurs na Elektrownię Rybnik, której zbiornik już widzę z daleka, następnie kilka minut kursem wschodnim, a później kierunek na Elektrownię Łaziska.

Z Łazisk droga jest już zupełnie prosta i znana (w końcu była to moja pierwsza samodzielna podróż) – znad elektrowni kursem 50 prosto do pasa 05 na Muchowcu.

Lotnisko widać już z daleka więc przed samym podejście pozwalam sobie na małe odbicie w kierunku domu. I oczywiście zgodnie z wcześniejszą umową, informuję domowników o moich zamiarach przelotu nad domostwem. Nad ogrodem robię piękny zakręt i nawet z wysokości 2000 stóp widzę maleńką postać obserwującą mój lot. Fajnie.

Klatka-11-04-2016-02-34-02

Pora wracać na lotnisko. Podejście z długiej prostej. Dawno tego nie praktykowałem i jestem trochę za wysoko. Nie do końca wiem, czy uda mi się wylądować za pierwszym razem. Klapy wyciągnięte na max, prędkość 80 węzłów, bardzo duży kąt schodzenia, a mnie niesie i niesie. Już wiem, że nie uda mi się standardowo wyrównać na poziomie drugiej strzałki, ale jednak nie odpuszczam. Ostatecznie przyziemienie wychodzi w jednej trzeciej pasa, ponieważ po wyrównaniu samolot dalej nie wykazuje skłonności do dotknięcia ziemi.

Szefowa nie jest specjalnie zadowolona. Okazuje się, że lądowałem z wiatrem i to dodatkowo powodowało noszenie. Na przyszłość mam odejść na drugi krąg i sprawdzić na rękawie jak mocno i skąd wieje. Nie mniej jednak samo lądowanie było ok, a podróż bardzo przyjemna.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Symbol zastępczy awatara

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *