Zakończenie szkolenia IR(A)

Opublikowane przez AskeF w dniu

Zakończenie szkolenia IR(A)

(Fot. AskeF.pl)

Po prawie miesięcznej przerwie od ostatniego spotkania z Piperem Arrow, o przyczynach której pisałem ostatnio, nastąpiła długo oczekiwana, ostatnia sesja szkolenia IR. Po raz kolejny wybór padł na trasę do Łodzi, gdzie mieliśmy w planach ćwiczenia podejść w ILS. Tak jak zdarzało mi się poprzednio, pierwsze podejście było spieprzone. Za wysoko, za szybko, samolot nieustabilizowany. Coż, długie przerwy w lataniu nie sprzyjają poprawieniu sprawności pilotażu.

Co oznacza stabilizacja samolotu? Wyjaśniając to najprościej, po przechwyceniu lokalizatora (ang. localizer) i ścieżki podejścia (ang. glide slope), wychylenie na ILS nie powinno przekraczać połowy skali od środkowego położenia. W teorii jest to proste, w praktyce wymaga wyćwiczenia i „wlatania się” na danym typie samolotu. Dotychczas potrzebowałem zwykle przynajmniej jednego podejścia „na rozgrzewkę”, żeby przyzwyczaić się do reakcji samolotu. Dotyczyło to zarówno pilotażu, jak i rutynowych czynności do wykonania przed lądowaniem.

Na pocieszenie samego siebie mogę tylko dodać, że kolejne podejścia były już znacznie lepsze. Poza tym znacząco poprawiłem komunikację i orientację w przestrzeni oraz utrzymywanie parametrów lotu (kierunek i wysokość). Ale to wszystko nie dzieje się ot tak, za darmo. To wszystko jest wynikiem solidnego przygotowania na ziemi, szczegółowego briefingu wraz z analizą trasy, przestrzeni i warunków. Na ziemi, ponieważ w powietrzu jest już za późno na takie zabawy. Jak przychodzi do lądowania, to na prawdę jest co robić. I jeśli brakuje prawidłowo wyćwiczonych odruchów, brakuje stabilizacji.

I tylko szkoda, że w dniu naszego lotu mijaliśmy przepiękne cumulusy, których nie było czasu podziwiać.

Ostatnia, pięciogodzinna sesja była mi bardzo potrzebna. Nie tylko dlatego, żeby zakończyć szkolenie, ale również dlatego, by manualnie ogarniać oprzyrządowanie używane w Piperze do lotów IFR. Chodzi o duet GARMIN GNS 430 wraz Garmin’em G5:

Garmin G5 (źródło: Garmin.com)

I w tym miejscu mam chyba najbardziej krytyczną uwagę do całości szkolenia. A mianowicie chodzi o to, że w jego trakcie miałem dwa różne symulatory i dwóch różnych instruktorów. Przypomnę, że  drugi symulator był wyposażony w G1000, dla którego jedynym wspólnym elementem z GNS 430, jest nazwa producenta. W związku z tym przyzwyczajenia wypracowane na glass kokpicie mają się nijak do dużo uboższego, starszego brata. Można oczywiście argumentować, że filozofia działania jest podobna (prawda), ale w ostatecznym rozrachunku i tak najlepiej wypracować własną metodę zarządzania urządzeniami. I to w sposób, który będzie efektywny, sprawny i szybki.

Z drugiej strony zmiana instruktora podczas szkolenia też nie pomaga. Fakt, zgodziłem się na to, aby szkolenie nabrało tempa, ale podejście obu panów jest diametralnie różne. Ostatecznie: tej ostatniej sesji potrzebowałem, żeby poprawić swoje reakcje, przywyknąć bardziej do PA28 i manualnie wypracować najlepszy model obsługi obu Garminów wspomaganych tradycyjnymi wskaźnikami VOR.

Teraz pozostaje tylko egzamin.


1 komentarz

Adam · 12 maja, 2019 o 21:59

Powodzenia na egzaminie! 🙂

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *