Odwiedziny w Sudetach

Opublikowane przez AskeF w dniu

Odwiedziny w Sudetach

Mimo, że od ostatniego wpisu minął ponad tydzień, w rzeczywistości, dzięki pogodzie i majówce, wybrałem się na przelotkę już następnego dnia. Tym razem na zachód, aż po Sudety.

Ale od początku.

W dalszym ciągu obowiązuje mnie upierdliwa procedura „wypuszczania” przed i „przyjmowania” po locie. Dodatkowo przed każdym wylotem muszę wykonać krąg sprawdzający. W dniu dzisiejszym nawet dwa, z pełnym lądowaniem. Nota bene po pierwszym przyziemieniu ledwo usłyszałem przez radio, że mam wrócić back track’iem na początek pasa. Gdyby nie to, zrobiłbym po prostu konwojera i odleciał… Tak więc po poświęceniu 12 minut na dwa kręgi, Szefowa wypuszcza mnie w rejs.

Trasa jest prosta, choć przewidywanych atrakcji jest wiele. I tak, po minięciu Gliwic, od razu ustawiam lądowisko w Nysie, oddalone o ponad 55 mil. Kreska jest tak poprowadzona, żeby „dotknąć” bajkowego zamku w Mosznej. Dzięki temu oraz bardzo dobrej widoczności, perfekcyjnie trafiam we właściwe miejsce. Zamek znajduje się praktycznie w polu, widać go z daleka. W pobliżu zamku mnóstwo ludzi. Widać dzieci bawiące się na dmuchanej zjeżdżalni, a park i alejki zamkowe są wypełnione spacerującymi ludźmi. Z góry fajnie to wygląda, ale na dole również musi być całkiem przyjemnie.

Kolejny przystanek – Nysa, a w zasadzie Jezioro Nyskie. To kolejny punkt, z którym łączą mnie miłe wspomnienia sprzed prawie 30 lat. Zbliżając się do Nysy, widać kluczącą Nysę Kłodzką wypływającą z tamy na Jeziorze. Kolejny wielki zbiornik – Jezioro Otmuchowskie i następny – Paczkowskie.

Klatka-11-05-2016-12-22-31

Teraz dopiero zaczyna się zabawa. W okolicy chciałem odwiedzić znajomych. Łatwo powiedzieć, ale trzeba się dobrze ustawić, a teren jest górzysty. I znów mam odnaleźć dom, który będzie ustawiony po przeciwnej stronie zbocza niż kierunek, z którego lecę. Mało tego. Mam jakieś dwie minuty na zorientowanie się w terenie. Przede wszystkim muszę nabrać najpierw wysokości, żeby przez okoliczne góry przelecieć. Z drugiej strony, nie da się lecieć wyżej niż 4000 stóp, bo ocieram się już o chmury, a tego mi robić nie wolno. Na szczęście Lądek Zdrój pojawia się prosto przede mną i jest to bardzo dobry punkt orientacyjny. Teraz tylko muszę znaleźć niezalesioną dolinę, w której znajduje się docelowy Orłowiec. Trafiam bezbłędnie. Jeszcze tylko trzeba zlokalizować kościół, uliczka w lewo i… mam cię. Znajdujący się na dole Michał, którego telefonicznie uprzedziłem, że będę przelatywać po jego niebie, stoi przed domem i wymachuje chyba jakimś prześcieradłem. W każdym razie jest to coś bardzo dużego. Kiedy już po powrocie do domu rozmawiamy o moich odwiedzinach opowiada, że było to jednak niezwykłe zjawisko. Przede wszystkim w cichej i odległej dolinie, pod samą granicą Czeską nadlatujący samolot było już słychać z bardzo dużej odległości. To jest jednak tak, że w tej okolicy tego typu atrakcje nie zdarzają się codziennie. No bo kto i po co by się zapuszczał w takie rejony? Ponoć pół wsi wylęgło ze swych domostw. A ja zrobiłem 2 ósemeczki i na odchodne, lecąc wzdłuż doliny, pomachałem skrzydełkami. Interesujące  jest to, że udało mi się wywołać ciekawy efekt u Michała. Jak się później dowiedziałem, spodobały mu się moje podniebne zakręty i podobno sobie pomyślał, że też by tak chciał. Cóż, wszystko jest dla ludzi.

Paczków

Paczków

Ale czas wracać. Kierunek północny wschód – lecimy zobaczyć lotnisko w Opolu. Po drodze jeszcze raz Paczków i trzy ogromne zbiorniki wodne. W Opolu cisza. Dalej, po minięciu cementowni Górażdże, Kamień Śląski. Dla pewności i bezpieczeństwa podnoszę się do 3500 i z dużą przyjemnością oglądam startującą z betonowego pasa Cessnę. Jakieś 10 lat temu, kiedy miałem w Kamieniu przyjemność brać udział w szkole bezpiecznej jazdy, wydawało mi się, że lotnisko jest całkowicie wymarłe. Dziś wiem, że to złudne przeświadczenie. Lotnisk i lądowisk w tym kraju jest mnóstwo; trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać.

Po minięciu Góry Św. Anny już prawie jak w domu. Przed Jeziorem Dzierżno trzeba koniecznie obniżyć wysokość do 2300, bo inaczej naruszę CTR Pyrzowic. Krakowska Informacja pyta mnie o dalsze zamiary. W zasadzie nie chce mi się przelatywać przez ATZ Gliwic. Kraków proponuje dolot do punktu TANGO, a następnie prosto w ATZ Muchowca. Ten pomysł bardzo mi się podoba. Po dolocie do EPKT TANGO (nomen omen, bardzo ciekawy punkt) żegnam się z „Informacją” i wykonuję dalszy lot w kierunku lotniska. Musze przyznać, że lecąc z tej strony wchodzi się w bardzo fajne tereny, ponieważ przelatuje się nad Parkiem Chorzowskim i z daleka widać wieżę telewizyjną na Bytkowie wraz z przylegającym laskiem. Ciekawe.

TANGO

Na Muchowcu jedna mała Cessna trenuje kręgi, więc jestem drugi w kolejce. W zasadzie planuję podejście drugim prawym do 05 i tak się ustawiam, kiedy otrzymuję prośbę od instruktora, żeby podejść czwartym lewym. Szybka rekalkulacja i już podchodzę do czwartego. Cessna przede mną zwalnia pas i usadawia się na trawie – będą mnie obserwować. A ja chyba robię najdelikatniejsze lądowanie, jakie tylko można sobie wyobrazić. Dostaję pochwałę przez radio.

Całość ponad 2 godziny i 40 minut.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Symbol zastępczy awatara

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *