Góry o zachodzie słońca

Choć w pracy mam małe urwanie głowy, to nie jest powód, żebym nie znalazł wieczorem czasu na polatanie. Ostateczną decyzję podejmuję na podstawie prognoz pogody, które na dzisiaj wygląda obiecująco. Wybór pada na góry, te duże, Tatry. Jak się jednak przekonać, czy będzie co oglądać tylko na podstawie prognoz? Przez zupełny przypadek trafiam na kamerkę ustawioną na lotnisku w Nowym Targu, która pokazuje rzeczywistą widoczność w tym rejonie. Na obraz z kamery nałożone są odległości do charakterystycznych punktów i każdy może ocenić, jak daleko widać. Obraz z tej kamery będę dziś śledzić w każdej wolnej chwili.
Rezerwację mam na 2 godziny, od 18. Postanawiam być na lotnisku pół godziny wcześniej, aby mieć zapas czasu na przygotowanie samolotu. Poza tym zabieram ze sobą prowiant na drogę, bo wygląda na to, że dzisiejsza kolacja będzie serwowana na pokładzie samolotu.
Niestety na miejscu o 17:30 okazuje się, że samolot właśnie odleciał – jakiś uczeń z instruktorem męczą kręgi nad lotniskiem. Cóż począć. Znów ktoś pomyślał, że może jednak mnie dziś nie będzie. Tak czy inaczej przecież nie stanę na środku pasa z rozwartymi ramionami mając nadzieję, że się koledzy zatrzymają po kolejnym konwojerze. Tak mijają kolejne sześciominutówki – tyle potrzeba zwykle na małej Cessnie na jeden krąg. Na szczęście słoneczko przygrzewa i na zewnątrz jest całkiem przyjemnie. A w międzyczasie, z nudów, dziwnym trafem znika moja kolacja – samolot będzie lżejszy.
W końcu panowie lądują i kołują pod benzynownię. Tak, tak. Mam zamiar dziś lecieć daleko, więc lepiej, żebym miał pełno w zbiornikach. Po przygotowaniu i szybkim przeglądzie jest już godzina 18:40. Późno. Od instruktora pada tylko krótkie pytanie: dokąd? Zgodnie z planem mówię, że Nowy Targ. W odpowiedzi rzuca: możesz latać do zachodu słońca.
Trasę mam wyliczoną na niecałe dwie godziny, więc chyba muszę się pospieszyć i na pewno nie będę mógł się rozdrabniać w trakcie lotu (jak pierwotnie miałem zamiar). Uruchomienie, kołowanie na start, próba i już jestem w górze. Kierunek góry, ale tym razem postanawiam polecieć nie prosto na południe, tylko ominąć strefy Oświęcimia i Bierunia z lewej strony i dalej przez Wadowice i Suchą do Nowego Targu. Ponieważ w tę stronę nie ćwiczyłem jeszcze trasy, muszę być ostrożny. Z jednej strony (prawej) mam strefę zakazaną, z drugiej CTR Balic. Odległość między nimi to „raptem” nieco ponad 6 km. W związku z tym zdaję się na wskazania przyrządów opartych o GPS.
Ten rejon już kilkukrotnie odwiedzałem i muszę przyznać, że wijąca się w tym miejscu Wisła wygląda z przylegającymi Stawami Monowskimi zjawiskowo. Widok jest tak ciekawy, że po dłuższej chwili zaskakuje mnie widok parku Energylandia pod Zatorem. Ale to też oznacza, że kurs jest prawidłowy i trzymam się planu.
Dalsza trasa, standardowo – Wadowice, Sucha Beskidzka i prosto do Nowego Targu. Robi się coraz później i słońce jest coraz niżej, ale jego promienie wychodzące zza chmur, na tle okolicznych chmur, wyglądają cudnie.
Nad nowym Targiem już tylko o krok od Tatr i jakieś 10 km od Zakopanego. Ale tę wycieczkę zostawimy sobie na kiedy indziej – potrzeba będzie trochę więcej czasu i wtedy odwiedzę sobie również Dunajec i Czorsztyn. Teraz zwrot w kierunku Jabłonki, w której znajduje się jeden z nielicznych w tym kraju nadajników VOR.
Po minięciu Jabłonki robię zwrot w kierunku północnym, a po mojej lewej stronie wyrasta Babia Góra.
W świetle zachodzącego słońca widoki są coraz lepsze, ale z coraz większym niepokojem oglądam pojawiającą się w pobliżu ziemi mgłę. Mam jeszcze jakieś 30-40 minut do powrotu na Muchowiec.
Konieczne jest więc skorygowanie i skrócenie trasy, ale jednocześnie muszę ominąć strefę zakazaną Bierunia, a więc prosto do Kaniowa. Z Kaniowa już jak po sznurku na Muchowiec. Widać już z daleka lotnisko, więc jednak nie będzie problemu. Lądowanie: 7 minut po zachodzie słońca w Katowicach. Pod hangarem odbieram solidny opr… od czekających na mnie instruktorów i trochę szkoda, że w taki sposób kończy się tak sympatyczna wycieczka.
0 komentarzy